9 maggio 2009

„Projekt Kasper” i atak przeciwko Boskiemu ustanowieniu Kościoła

W kierunku „Nowego Kościoła” przechodząc przez małżeństwo?


17 października 2015, Świętej Małgorzaty Marii Alacoque



Pomiędzy pojęciem małżeństwa a pojęciem Kościoła znajduje się głęboką więź, jasno ustanowiona przez Pismo Święte. Dlatego uważnie badając „tezy Kasper” można odkryć, iż nie posiadają one tylko wymiaru destrukturyzacji moralności, ale niosą ze sobą także odmienny aspekt (do tej pory jeszcze nie wystarczająco wyklarowany), który doprowadza w sposób mniej lub bardziej pośredni do wypaczenia samego pojęcia Kościoła Katolickiego. Nie jest bez znaczenia fakt, że Walter Kasper jest eklezjologiem [1].

Małżeństwo jest przede wszystkim instytucją prawa naturalnego, wyraźnie chcianym „od początku” przez Stworzyciela i – tak jak całe prawo naturalne – wpisanym na zawsze do ludzkich serc. Już to wystarcza, aby ustanowić świętą na zawsze więź rodzinną między mężczyzną i kobietą w celu posiadania potomstwa. Ta „naturalna świętość” wynikająca z godności należnej prawu wiecznemu jest nie dostępna tylko dla rozumu, ale zawarta jest również w Dekalogu, zaś Święty Paweł wykorzystuje ją jako pierwowzór, by nauczać nas o nadprzyrodzonej wspólnocie chcianej przez Chrystusa.

Bardzo ważna bitwa o rodzinę i małżeństwo - będąca w toku na Synodzie, i której dalszy ciąg jest już oczywisty - niesie więc ze sobą obronę „prawa naturalnego” oraz zakłada inny aspekt ściśle z tą bitwą związany: chodzi o obronę dogmatu Boskiego ustanowienia Kościoła, który jest wiecznym celem ataku modernistów. Nie jest to przypadek, iż w dzisiejszych dniach jest rozpowszechniona wiadomość o propozycjach synodalnych na temat rozszerzenia bez żadnych różnic możliwości przyjmowania Komunii Eucharystycznej nie tylko dla publicznych konkubentów, ale również dla heretyków i schizmatyków. A wszystko to według spójnej logiki zgodnej z upłynnieniem samego pojęcia „Kościoła Katolickiego”. W istocie, nie istnieje duszpasterstwo niezależne od Prawd Objawionych, a tym bardziej teologia moralna odseparowana od dogmatyki. Wszystkie prawdy są połączone między sobą w scientia Dei, czy są to prawdy mające charakter ściślej przeznaczony do kontemplacji Boga, czy też są bardziej ukierunkowane na ukazanie odpowiedniej drogi prowadzącej do Boga [2]. Zawsze mowa jest tu o Bogu i dlatego głęboka jedność ogarnia te prawdy do tego stopnia, że każda zmiana substancjalna w domenie moralnej zakłada odmienną teologię dogmatyczną: simul stabunt aut simul cadent.

Uzasadnione jest wrażenie, iż znajdujemy się wobec jednego wielkiego projektu Antykościoła, którego tylko jeden przejaw (chociaż bardzo ważny) na razie stał się widzialny. W tym artykule przeanalizujemy, w jaki sposób tak zwane „tezy Kasper” (i współzależny, nawet jeśli bardziej nieuchwytny, „projekt Tagle”), nie tylko niosą ze sobą de facto jawną sprzeczność z prawem naturalnym i ze słowami Chrystusa na temat małżeństwa, ale są też one zalążkiem ataku przeciwko tradycyjnej doktrynie o naturze Kościoła Katolickiego.


Małżeństwo i Kościół: znamienna więź mistyczna

Aby zrozumieć czym jest Kościół, należy zrozumieć czym jest małżeństwo chrześcijańskie; i aby zrozumieć czym jest małżeństwo chrześcijańskie, należy poznać Kościół. Święty Paweł pisze do Efezjan (5, 25-28): „Mężowie miłujcie wasze żony, jak Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany”. Wynika z tego paralelizm pomiędzy świętością, jaką musi odznaczać się prawdziwe małżeństwo chrześcijańskie, a świętością, przez które Słowo Wcielone uświęciło i ukochało Kościół będący „święty i niepokalany”, gdyż jest Boży – i analogicznie, w ten sam sposób świętym musi być związek mężczyzny i kobiety znajdujący się pod pieczą Chrystusa. Apostoł kontynuuje dalej (5, 32-33): „Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła. W końcu więc niechaj w taki sam sposób każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego! A żona niechaj się odnosi ze czcią do swojego męża!”. Dla Świętego Pawła małżeństwo jest tak ważne dla eklezjologii, że jest jej świętym znakiem - a to już od czasów Starego Testamentu, w którym było już ono „zapowiedzią” Kościoła mającego zostać założonym przez Chrystusa.

Sobór Trydencki również podejmuje nauczanie na temat nierozłącznego związku pomiędzy łaską wysłużoną przez Chrystusa w Swojej Męce, oblubieńczą łaską Kościoła i wyrażającą ją nierozerwalną jednością małżeństwa [3]. Ksiądz Prałat Piolanti tak syntetyzuje tę podniosłą prawdę: „Należy więc uwzględnić, iż w Starym Testamencie Małżeństwo było symbolem przez Boga przeznaczonym, aby oznaczać przyszłą więź Chrystusa z Kościołem (signum prognosticum, bez żadnej skuteczności uświęcającej), które to w Nowym Testamencie z Woli Bożej pozostaje jako znak rzeczywistości wypełnionej na Krzyżu, czyli godów mistycznych Chrystusa z Kościołem; jest ono więc signum rememorativum, który należąc do Nowego Prawa posiada prerogatywę wewnętrznego uświęcania (signum demonstrativum gratiae)” [4].

Małżeństwo nie jest więc tylko i wyłącznie podniesione do godności Sakramentu poprzez Ofiarę Chrystusa udzielającego małżonkom łaski małżeńskiej, ale pozostaje ono także na wieki jako „znak rzeczywistości wypełnionej na Krzyżu”, jako wieczny znak „godów mistycznych Chrystusa z Kościołem” i (tak jak w wypadku innych Sakramentów) jako znak samego planu Wcielenia Słowa. W istocie, każdy Sakrament tak w swojej naturze, jak i w towarzyszących mu obrzędach i zobowiązaniach, jest odbiciem Wcielenia Słowa – i jak mówi Święty Tomasz – koniecznie zgodnym być musi z taką Tajemnicą, jako powszechną przyczyną Zbawienia [5]. Takim właśnie jest zapuszczający swe korzenie w Starym Testamencie Boski plan, który pragnie uczynić z małżeństwa chrześcijańskiego obraz zbawiennej świętości jedynej i niepokalanej Oblubienicy Chrystusa i znak samej Tajemnicy Wcielenia. Tak oto obnaża się powoli znaczenie przedsięwzięcia, które atakując chrześcijańskie małżeństwo zakłada również de facto ideę Kościoła nie będącego tym, którego chciał Chrystus.


Od „rozwodu katolickiego” do rozwodu pomiędzy Kościołem a Chrystusem

Od aprobacji konkubinatu – czy gorzej nawet – aprobacji konkubinatu jako drogi niosącej w sobie pozytywne aspekty dotyczące wiecznego zbawienia i  – co za tym idzie – dotyczące samej łaski (!), aż do idei Kościoła bez widzialnych granic, bez nienaruszalnych zasad, Kościoła niezależnego od niezmiennych prawd Chrystusa, nie będącego w głębi rzeczy Bożym – do tego wszystkiego wystarczy tylko jeden krok. A nawet jeden mały krok.  Pomijając już to, czy pierwowzór (zatem też znak eklezjalny, jak było to wyżej wspomniane) może stać się również pierwowzorem publicznego cudzołóstwa, oznacza to również, że zmierza się w stronę poszukiwanego obrazu kościoła nie tylko bardzo dalekiego od świętości Boga, nie tylko będącego w ciągłej i niestabilnej „ewolucji oblubieńczej” postępującej za nowymi czasami, ale będącego też rzecznikiem i nieomal propagatorem „kultu człowieka”, a nawet najgorszych wad ludzkości. Kościół, który – jeśli chcemy być konsekwentni, pozostając w  obrazie biblijnym – mógłby przechodzić (niech Szanowny Czytelnik nam wybaczy, lecz błąd należy obnażyć w całej swojej bezwzględności) od jednego oblubieńca do drugiego, pozostawiają swojego prawdziwego i jedynego oblubieńca: Pana Naszego Jezusa Chrystusa (którego Bóstwo – de facto, ale nie zawsze w teorii – nigdy nie było uznane przez modernistów).

Ci „teolodzy”, którzy stają na drodze skalania świętości małżeństwa, kończą de facto – czy tego chcą czy nie – na dochodzeniu do teorii dotyczącej niejakiej możliwości (wraz z aspektami powiązanymi nawet z ekonomią zbawienia!) zdrady małżeńskiej, nawet jeśli zdradzonym Oblubieńcem jest Jezus Chrystus. Kontynuując więc logicznie dyskurs, końcem końców koszty takiego myślenia ponosi także jedność Zbawienia w Jezusie Chrystusie, jak zresztą już miało to miejsce. W jednym z naszych artykułów pod tytułem „Interesowna ekshumacja Ojca Dupuis, czyli próba generalna Vaticanum III przeciwko Dominus Jesus” [6] (do którego to odsyłamy Naszych Czytelników), zwróciliśmy uwagę, iż w kontekście debaty synodalnej podejmuję się także próbę, co prawda zawoalowaną lecz zorganizowaną, rehabilitacji (potępionych) teorii podtrzymywanych również przez znanego belgijskiego jezuitę.

Próba tego rodzaju, uderzającą nawet w definicje Dominus Jesus, pochodzi z tych samych środowisk, które są najbardziej przekonanymi promotorami udzielania Komunii Świętej publicznym konkubentom. Nie jest to przypadek. W rzeczywistości ci, którzy nie uznają jedności Zbawienia w Jezusie Chrystusie i być może – chociaż przybierają pozę chrześcijańską – nie uznają nawet Jego Bóstwa, są w spójnej harmonii z tymi, którzy chcą postawić do góry nogami nierozerwalność małżeńską - również ze względu na wyżej opisane motywy, związane z pewną perwersyjną spójnością ich dyskursu „teologicznego”. Jeśli ze spekulatywnego punktem widzenia, o ile można tak powiedzieć, „rozwód katolicki” staję się godny, to dlatego że Kościół również może w pewnym sensie rozwieść się z Chrystusem; gorzej, może on żyć w pewnego rodzaju zbawiennym konkubinacie, zgodnie z którym wszystkie drogi mniej lub bardziej religijne (a nawet mniej lub bardziej naturalne...) są właściwe, by trafić do Nieba. Włączając w to homoseksualizm. Wszyscy wręcz jesteśmy mniej lub bardziej w Niebie już tu na Ziemi, zanurzeni w pewnego rodzaju wszechogarniającym panteizmie. Panteizmie, który zrezygnowawszy ze zdrowej metafizyki i opróżniwszy wszystkie prawdy porządku naturalnego (włączywszy w to małżeństwo), sfalsyfikował znaczenie samej doktryny Wcielenia Słowa[7],  wynaturzając w tym samym czasie Boskie ustanowienie Kościoła, który jest przedłużeniem Wcielenia w historii.

I kiedy powtarzając w kółko stwierdza się, że należy pójść „ponad słowa Chrystusowe” – być może zbyt oczywiste dla niektórych uszu – to często zataja się fakt, iż prawdziwym, ukrytym zamiarem jest po prostu pójście „ponad Jezusa Chrystusa” (który niemal staje się tylko człowiekiem) i ponad Jego Kościół (który w sposób „spójny” staje się wspólnotą tylko ludzką). Dodajmy, że taki „rozwód z Chrystusem” niesie ze sobą rozwód z inną trudną prawdą: z ofiarą. Tak jak mistyczne gody Chrystusa z Kościołem skonsumowały się na Golgocie, a z wody i z Krwi zrodziła wspólnota się jaką jest Kościół, wspólnota święta ze względu na Wiarę i Sakramenty, tak i małżeństwo chrześcijańskie żywi się, oczywiście, radością z dzieci i wzajemną wymianą miłości, ale również żywi się chlebem ofiary. Ofiara. Jest to słowo, na które współczesne uszy – włączając w to uszy pewnych „teologów” – mają obecnie alergię. Ofiara w sposób nadprzyrodzony płodna „w radości i w smutku”, „w zdrowiu i w chorobie”, będąca źródłem samej łaski we wspólnocie małżeńskiej na podobieństwo życia Chrystusa, który ofiaruje się za Swój Święty Kościół. Lecz by zrozumieć dyskurs tego rodzaju należy najpierw zaakceptować, że istnieje porządek nadprzyrodzony.

Współczesny naturalizm natomiast, który „pobiera się” dobrze (zaryzykowalibyśmy stwierdzenie, że tym razem „nierozerwalnie”...) z nieokiełznanym hedonizmem, zagłusza w antropocentryzmie pojęcia nadprzyrodzoności, ofiary i łaski wysłużonej poprzez wierność Bożym zamiarom. Wynika to również z tego, że nie uznaje on Boskości Kościoła, tak jak nie uznał on Boskości Chrystusa, i że w tym zaślepieniu ducha, o którym mówi Biblia (tyle się mówi przecież o „Kościele Ducha”...) nie jest on już w stanie spostrzec nie tylko wymiaru nadprzyrodzonego oraz nienaruszalności Sakramentu, ale także zwyczajnego prawa naturalnego.


Podsumowanie

W doktrynie katolickiej znajduje się głęboka w znaczenie mistyczna osmoza, która dokonuje się poczynając od obrazu świętości małżeństwa (nawet tego starotestamentowego, nie będącego jeszcze sakramentalnym) aż do Kościoła; i ta sama wymiana dokonuje się poczynając od wewnętrznej natury Kościoła aż do małżeństwa chrześcijańskiego, które jest „żywym obrazem” tajemnicy więzi Chrystusa z Kościołem. Małżeństwo chrześcijańskie „nie jest tylko wzorcem pozostającym na zewnątrz, na marginesie mistycznych godów Chrystusa, ale jest ono kopią, reprodukcją która wykiełkowała z tej więzi, nasycona tą samą esencją, i która nie tylko przedstawia, ale również reprodukuje tajemnicę stosunków Chrystusa z Kościołem, tajemnicę aktywną i efektywną wewnątrz małżeństwa”[8].

Teologia Kościoła i teologia małżeństwa – jeśli można tak powiedzieć – obejmują się. Dotyczy to zarówno myślicieli katolickich, jak i heretyków. Albo wszystkie prawdy razem stoją albo razem upadają, simul stabunt aut simul cadent. Jedność, nierozerwalność i świętość są niezbywalnymi charakterystykami małżeństwa chrześcijańskiego, które jest „żywym obrazem” jedności, nierozerwalności i świętości Kościoła. Nie ma trzeciej możliwości.

Dlatego właśnie prawie wszyscy heretycy, którzy podnieśli rękę na świętość Kościoła i na jego nierozerwalną jedność ze Swoim Oblubieńcem, jednocześnie podnieśli rękę na świętość małżeńską. Oczywiście, mamy tu również do czynienia z pewnym nędznym wyrachowaniem politycznym, przeznaczonym do zdobycia łatwego konsensusu dzięki popuszczeniu wódz moralności, lecz spotykamy się tu też z czymś bardziej doktrynalnym. Wystarczy spojrzeć na sprzeczności Lutra, na niespójny system jansenistów na temat łaski, na państwowościowy serwilizm gallikanów i regalistów, czy na masoński naturalizm filozofów Oświecenia; wszyscy starali się wyrwać z fundamentów chrześcijańskie małżeństwo, a wraz z nim Boskie ustanowienie Kościoła. Nawet greccy schizmatycy łączą swoją zdeformowaną teologię Kościoła z możliwością zerwania jedności małżeńskiej w pewnych przypadkach, chociaż w sposób bardziej ograniczony niż u protestantów. Wspomnieć należy w końcu (choć nie mniej ważną) myśl niegdysiejszych i dzisiejszych modernistów, obślizgłą niczym węgorz, ale będącą zawsze - nawet jeśli znajdującą się pomiędzy swoimi dwuznacznościami - zatwardziałym wrogiem Boskiego ustanowienia Kościoła, i w tym samym czasie wrogiem małżeństwa chrześcijańskiego. Święty Paweł ukazał nam tego przyczynę.

Kiedy zrozumie się tę konieczną więź, można również zrozumieć dlaczego bitwa na rzecz prawdy w domenie eklezjologicznej – nawet jeśli czasem wydała się ona dla nieuważnych tylko dysputą między specjalistami – posiada ogromne znaczenie, wraz z bitwą na rzecz małżeństwa. Z poprawnej „teologii Kościoła” wynika także poprawna myśl na temat prawd tak elementarnych jak rodzina, a zależność ta jest wzajemna. To jest właśnie jedność Wiary.

Don Stefano Carusi




[1] Rzecz podkreślona już przez Księdza Prałata Livi, komentującego teorie eucharystyczne niemieckiego hierarchy. A. Livi, L’Eucarestia secondo Kasper, w Disputationes Theologicae (2015), 31 lipiec 2015.
[2] Św. Tomasz z Akwinu, Summa Theologiae, Ia Pars, q. 1, a. 4.
[3] Denz. 1799.
[4] A. Piolanti, I Sacramenti, Rzym 1990, str. 554.
[5] Św. Tomasz z Akwinu, Contra Gentes, 4, 56.
[6] L’interessata riesumazione del Père Dupuis, w Disputationes Theologicae (2015), 29 styczeń 2015.
[7] Patrz : B. GherardiniIl Dio di Gesù Cristo, w Disputationes Theologicae (2010), 29 styczeń 2010, gdzie dokonuje się analizy pozycji Bruno Forte na temat teologii Wcielenia. Co do pozycji Walter’a Kasper’a na ten temat, odsyłamy do przypisu nr 1 tego artykułu.
[8] A. Piolanti, op. cit., str. 555.